Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak dużo joga wniesie do mojego życia. Jak wiele zmian we mnie zajdzie, jak stanę się bardziej świadoma zarówno siebie jak i otaczającego mnie świata. Wiedziałam jednak bardzo głęboko, że jest to coś co jest ogromnie bliskie mojemu sercu, coś co pozwoli mi odkrywać moje wnętrze kawałeczek po kawałeczku. Poddałam się temu procesowi z pełnym zaufaniem i pewnością.
Zarówno wykonując ćwiczenia fizyczne, jak i będąc w przeróżnych sytuacjach życiowych często mamy tendencję do przedwczesnego odpuszczania sobie, robienia rzeczy niestarannie czy niedbale (a jednocześnie oczekując wspaniałych rezultatów(!), lub wręcz przeciwnie - piłujemy siebie na 120%, aby osiągnąć swój cel szybciej, a potem kończymy z kontuzjami, nie tylko na ciele lecz także na duchu.
Często obserwując inne osoby, wydaje nam się, że nie daliśmy z siebie wystarczająco dużo czy nasza praca nie była tak dobra jakościowo jak kolegi obok. Jeśli chodzi o porównywanie się, to jedyne co powinniśmy robić to porównywać się do siebie sprzed kilku dni, miesięcy lat, patrzeć na SWOJE postępy. Przecież każdy człowiek jest na innym etapie w życiu, pracy czy posiada inne umiejętności jeśli chodzi o kondycję fizyczną ciała.
Ćwicząc jogę na sali wśród innych osób, bardzo często mamy zamknięte oczy właśnie po to, aby nasz umysł się nie rozpraszał, nie sugerował kimś obok a co gorsze nie miał poczucia winy, że ktoś potrafi a ja nie. Jesteśmy wtedy w stanie skupić się na swoim wnętrzu, poczuć bardziej swoje ciało, jego możliwości i ograniczenia. Wyznaczyć sobie punkt, który niejako jest naszą granicą, której w danym momencie nie powinniśmy przekraczać, lecz zarówno do której powinniśmy dążyć i nie zatrzymywać się 10 kroków przed. To jest właśnie NASZE 100% - zbudowane wewnętrznie a nie poprzez konfrontację z kimkolwiek innym.
Jest jednak pewna pułapka - polega ona na tym, że czasem wydaje nam się, że daliśmy już z siebie 100%, bo tak nam podpowiada głowa czy nasz subiektywny umysł, lecz potem okazuje się, że stać nas na nieco więcej niż nam się wydawało:). Ważne aby być uważnym, poznać swoje możliwości i czasem pójść o krok dalej.
Lepiej zrobić o krok więcej niż zrezygnować za wcześnie.
Wydaje mi się, że pojęcia 'inspiracja' i 'porównywanie się' często są mylone lub używane zamiennie, a w codziennym życiu w pewnym stopniu potrafią się nawet przenikać. Jednak inspiracja ma wydźwięk jak najbardziej pozytywny. Naszą inspiracją mogą być osoby, które dzięki swojej odwadze, uporowi czy bezkompromisowości potrafiły zmieniać bieg historii (Nelson Mandela, Mahatma Gandhi) lub takie, które były na tyle szalone, że bariery czy granice ustalone przez społeczeństwo traktowali jako błahostkę lub zupełnie nieistotne ograniczenia, których nie warto brać pod uwagę (Albert Einstein, Maria Skłodowska-Curie, Steve Jobs, ale wpisałabym tu także takich malarzy jak Dali, Gauguin czy Frida Khalo).
Inspiracją mogą być nasi rodzice, przyjaciele, dzieci, artyści, aktorzy.
Inspiracją może być przyroda, sztuka, muzyka, podróże.
Gdy porównujemy się do innych zawsze z tyłu głowy pojawia się myśl, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, nie dajemy z siebie dostatecznie dużo, czegoś nam brakuje, znaczymy mniej od kogoś innego.
Inspiracja nas uskrzydla, poszerza nasze horyzonty i pokazuje inne drogi. Stajemy się twórczy, a w rezultacie stajemy się inspiracją dla kolejnych osób.
Jest takie jedno ćwiczenie na jodze kundalini, gdzie trzymamy ręce w górze (czasem naprawdę dłuugo:). Jak bardzo dzięki temu ćwiczeniu przekonałam się, że umysł się z nami bawi, prowokuje i poddaje się dużo szybciej niż wynikałoby to z naszych prawdziwych możliwości. Wykonując to proste ćwiczenie na sali w szkole jogi w bezpiecznym otoczeniu możemy sprawdzić jak jak reaguje nasza głowa a potem genialnie możemy to doświadczenie przenieść na wyzwania przed którymi stoimy, czy sytuacje, które wymagają naszego uporu, nieustępliwości, konsekwencji i determinacji.
Tak naprawdę możemy dużo więcej niż nam się wydaje, ale umysł bardzo często wymyśla różne wymówki - nie dam rady, nigdy nie będę w tym tak dobry, mam za małe umiejętności, za mało czasu, za mało pieniędzy, za mało kontaktów. Od nas tylko zależy czy poddamy się temu wewnętrznemu monologowi czy ze stanowczością i wytrwałością będziemy dążyć do celu.
Książka, którą polecam: "Genialne umysły" Melissa A. Schilling
Przy tym punkcie od razu trzeba wyjaśnić, że akceptacja nie jest równoznaczna z biernością. Akceptacja oznacza zauważenie tego co jest i w jakim punkcie życia znajdujemy się obecnie a także przezwyciężenie wewnętrznego oporu przed tą rzeczywistością.
Akceptując sytuację w jakiej jesteśmy, możemy dostrzec swój świat bez błędnych osądów czy interpretacji. Zamiast zajmować głowę rozstrzyganiem co jest dobre a co złe mamy teraz przestrzeń na rozwiazywanie problemów i odnajdywanie sposobów na ich usunięcie.
To doskonały punkt wyjścia do tego aby zaplanować jaką drogą mamy dalej pójść, w jakim kierunku się rozwijać, co nam służy a czego lepiej unikać.
Ostatnio usłyszałam bardzo ciekawą metaforę.
- Co uzyskasz wyciskając pomarańczę? (Nie jest to podchwytliwe pytanie:))
Tak, sok pomarańczowy.
Czy jest różnica KTO wyciska albo KIEDY?
Nie ma. ZAWSZE wyciskając pomarańczę uzyskamy sok pomarańczowy.
- A kiedy Ciebie ktoś naciska? Czy to co 'wychodzi' z Ciebie (złość, gniew, irytacja, opór) to odpowiedzialność tej osoby?
Czy po prostu tego co jest W TOBIE, jakieś wspomnienia, analogie do przeszłych sytuacji, schematy reakcji, nieprzepracowane rany.
Mamy tendencję do obwiniania innych osób za nasz smutek, złość, niepowodzenia. Ale przecież gdyby nie było tego w nas, tak naprawdę żadna osoba, nie byłaby w stanie z nas tego wydobyć, prawda?
Otoczenie codziennie bombarduje nas nieskończoną ilością informacji. Oczywiście nie ma nic złego w słuchaniu innych i braniu pod rozwagę odmiennych poglądów i opinii, lecz warto wszystkie informacje, rady, pouczenia przesiewać przez własne sito, posiadać swój własny wewnętrzny filtr. Jako dzieci niestety większość tego, co słyszymy chłoniemy jak gąbka, a potem przez długie lata musimy się z tego odkopywać aby ponownie odkryć kim naprawdę jesteśmy odklejając od siebie nie nasze poglądy, łatki, które nam ktoś przypiął, ramki, w których nas zamknięto czy schematy, które zostały nam wtłoczone.
Jako dorośli mamy większą świadomość i już tak naiwnie nie wierzymy w to co słyszymy od innych (choć nie zawsze oczywiście to się udaje). Czasem nadal podświadomie przyjmujemy czyjąś prawdę, tylko dlatego, że ktoś jest starszy, ma większe doświadczenie, wydaje nam się mądrzejszy, bardziej pewny siebie czy po prostu ma większa wiarę w to co mówi.
Według mnie nauka 'bycia obserwatorem' to jedna z kluczowych i bardzo przydatnych umiejętności. Przestajemy wtedy już reagować na daną osobę, sytuację czy nawet na własne niepowodzenia gwałtownie, bez zastanowienia, wybuchowo czy natychmiastową zmiana nastroju.
To tak jakby zewnętrzne czynniki, lub nasze własne ego przestały już mieć nad nami kontrolę. Przecież każda osoba, która zwraca się do nas w określony sposób robi to dlatego, że przebyła swoją własna drogę, doświadczyła różnych zdarzeń, ukształtowały ją przeróżne czynniki, rodzina, przyjaciele, sytuacje.
Jeśli przyjmujemy rolę obserwatora i potrafimy stanąć z boku, nie reagować, wszystko to co napisałam wyżej możemy dostrzec bardziej klarownie. W byciu obserwatorem nie chodzi wyłącznie o dostrzeganie otoczenia, ale przede wszystkim o wgląd w siebie, obserwacja własnych zachowań, reakcji, nastrojów.
Bez oceniania, z pełna akceptacją tego co jest.
Medytacja bardzo pomaga w nauce bycia obserwatorem.
Spędzając dziennie kilka, kilkanaście minut w ciszy, spokoju, łatwiej zauważyć ile myśli krąży nam ciągle po głowie. Jednak czy wszystkie one są 'nasze' (a nie są przypadkiem wgranym bardzo dawno temu programem, schematem) czy każda z nich działa na nasza korzyść, czy popycha nas w dobrym kierunku?
Joga uczy aby wszystkim tym myślom pozwolić przyjść, zaakceptować je, dostrzec ich istnienie, ale jednocześnie nie przywiązywać się do nich i w łagodny sposób pozwolić im odejść. Umysł nieustannie tworzy i kreuje przeróżne opinie, refleksje. Podczas ćwiczeń jogi jest to bardzo widoczne. Nieustanny monolog - po co to robisz? może już dosyć? nie lepiej sobie odpocząć? nie dasz rady, to nie ma sensu itp. itd. Gdy jesteśmy w stanie to dostrzec zamiast iść ślepo za tym co sugeruje nasza głowa, możemy wtedy przejąć kontrolę i odpowiedzieć - dzięki za rady, ale ja dalej robię swoje :).
Książka, którą polecam: "Potęga teraźniejszości" Ekhart Tolle
Czasem ciężko uwierzyć, że każda sytuacja dzieje się z jakiegoś powodu, ma nas czegoś nauczyć, coś nam uzmysłowić lub skierować na inną drogę w życiu. Zwłaszcza wtedy, gdy przytrafia nam się wielkie niepowodzenie, porażka lub tracimy coś na co pracowaliśmy całe życie i włożyliśmy w to ogrom wysiłku.
Dlaczego tak często mamy zwyczaj myśleć, że nieplanowane i niespodziewane wydarzenia zdarzają się w naszym życiu przez przypadek? Czy to po prostu nasz racjonalny umysł odmawia zaakceptowania wydarzeń, które mają miejsce w danym czasie, ale nie dostrzegamy przyczyny (lub nie jesteśmy jej w stanie wyjaśnić)? Czy jest tak, że czujemy się w jakiś sposób zagrożeni w sytuacji, w której zbieżne wydarzenia rozwijają się same z siebie bez wyraźnego powodu i nie mamy możliwości tego kontrolować?
Rzeczywiście może być tak, że w danym momencie nie jesteśmy w stanie zrozumieć czemu tak się zadziało, dopiero po jakimś czasie dostrzegamy gdzie nas dane wydarzenie zaprowadziło i już spokojniej, racjonalniej, na zimno potrafimy ocenić jaki skutek to dla nas miało. Wtedy bardzo często okazuje się, że nie tylko sytuacja ta nie była dla nas zła, lecz wyniknęło z niej coś pozytywnego dla nas, albo cos na co sami byśmy sie nie zdecydowali.
Czasem los (lub jakkolwiek to nazwać) sam popycha nas do czegoś na co sami nie mielibyśmy odwagi lub po prostu nie dostrzegamy innych opcji /rozwiązań /okazji/ alternatyw.
Bez względu jednak na to, w jakiej sytuacji życie nas postawi, to my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak zareagujemy.
Możemy stać się zgorzkniali, bierni, pasywni , sparaliżowani i zamknięci w sobie i obwiniać wszystkich naokoło za każde zło, które nam się przytrafiło lub wykorzystać tę sytuację, wziąć sprawy we własne ręce i dostrzec jak dzięki niej możemy stać się lepsi. Możemy utknąć lub przejść dalej, możemy być radośni lub przygnębieni. Zawsze decydujemy, jak zareagujemy na niepowodzenia i wyzwania, które nieoczekiwanie pojawiają się na naszej drodze. Albo co robimy, gdy przed nami jest zaskakująco wspaniała okazja… czy zostawiamy to innym, ponieważ mogłoby nam się wydawać, że na to nie zasługujemy, czy też jesteśmy na tyle odważni, by ją wykorzystać, nawet nie wiedząc, dokąd nas to zaprowadzi ? Cokolwiek się wydarzy - czy to w naszej prywatnej, czy zawodowej sferze życia - ma nas poprowadzić w nowym kierunku.
Strach jest nam bardzo potrzebny, jest racjonalny, pozwala nam zmobilizować siły w razie niebezpieczeństwa. Gdy spotykamy w lesie niedźwiedzia, gdy stoimy na pasach i z całą prędkością nadjeżdża samochód, gdy ktoś nas goni. Strach jest naturalnym uczuciem wynikającym z realnego zagrożenia.
Lęk jest irracjonalny. Lęk pojawia się w naszej głowie, gdy ta zaczyna sobie wyobrażać co może nam się stać gdy podejmiemy daną decyzję, gdy wystąpimy publicznie, gdy komuś odmówimy, gdy inaczej się ubierzemy... Lęk bardzo często powoduje , że czegoś nie robimy w ogóle bo nasza głowa przedstawiła nam już kilkanaście scenariuszy złego rozwoju sytuacji.
Warto w momencie odczuwana niepokoju zauważyć co nami kieruje - strach czy lęk.